niedziela, 14 czerwca 2015

Wieści z Marchii #2 "My pola nie ustąpim, nogi nie cofniem"

Pole nad Wizłą, przepływającą przez wolską stolicę było miejscem bitwy. Silne zjawiły się siły przeciwne, Gruzostan ani myślał oddać pola. Przez szczęśliwy zbieg okoliczności jednakże ich hetman polny zjawić się nie mógł rannym będąc lub rannego udając, Tak czy inaczej Gruzostan wystawił 11 tysięcy włóczni gotowych siec i palić.

Wolska przyjęła bitwę samemu również wystawiając 11 tysięcy, w tym ciężką jazdę, nieopierzoną piechotę i katapultę.

Starli się, gdy Słońce zachodzić zaczęło. Wolska ciężka jazda ruszyła i wbiła się w wrażą armię. Aczkolwiek gruzostańczycy odparli atak, nie udało się wolakom rozdzielić ich armii. Mężna nacja ze wschodu dzielnie się broniła, raz po raz kontrując.

Atak rozpoczął wolski hetman polny koronny Robert Lewandowski herbu Znicz i wydawało się, że pod jego szarżą gruzostańczycy padną. Ziemia drżała, gdy dwie armie po raz kolejny zderzyły się ze sobą.  Lecz oni wytrzymali, odparli atak! Wolski hetman wielki koronny szalał, a wściekał się. Ale wciąż bitwa nie była wygrana.

Walki przerwano, zajęto się rannym i zniesiono z pola poległych.

Wolska piechota przyjęła uderzenie gruzostańskiej lekkiej jazdy i choć nie przerwali szeregów, nikt wiedzieć nie mógł ile wytrwają.

Ugięli się, gdy wściekłą szarżą ruszył na nich mały, acz bitwy oddział ciężkiej gruzostańskiej jazdy. Wolscy dowódcy wstrzymali oddech, kmioty na wzgórzach obserwujący starcie poczęli uciekać. Woje z Wolski jednak nie oddali pola!

Młody knecht Arkadiusz wypalił z katapulty. Trafił w samo center armii Gruzostanu, siejąc zniszczenie. Znów wkradł się do wolskich serc radosny duch, uwierzyli, że bitwa nie jest przegrana i ruszyli na wroga ze śpiewem na ustach.

Ciężko zbrojna jazda Lewandowskiego oraz pan Arkadiusz i jego miecznicy przełamali linię wrogiej obrony i rozpoczęła się rzeź. Gruzostańczycy rzucili się do ucieczki. Wolacy pędzili za nimi ciężką dając lekcję.

Jakbub Błaszcz, który jak wiadomo, w niezbyt przyjaznych stosunkach z Lewandowskim był, teraz widziany został jak razem z nim, ramię w ramię, galopował i ciął tych, którzy jeszcze pola bitwy nie opuścili.

Potyczka została wygrana. Na wynik wojny musimy jeszcze poczekać.  


piątek, 12 czerwca 2015

Kronika Wolski #1 Korporacje czyli daj, ać ja forwarduję, a ty poczywaj

Na wolskie królestwo spadła plaga. Dopust boży powiedzieć można. Odmienił on Wolskę, którą zastał chałupniczą, a zostawił korporacyjną. Omamił magicznie, zwiódł na pokuszenie i zmienił na zawsze.Przygnał go wiatr odnowy, tęsknota za zachodnimi krajami. Za psi grosz mógł w Wolsce ów dopust się rozwijać. Dla wyrobników jednak grosz ten jest bardzo pociągający.

Górująca nad miasteczkiem wieża już z oddali mami i intryguje. Nienazwana siła przyciąga gawiedź każdego poranka.

"Przybywajcie licznie, przybywajcie tłumie!" wydaje się krzyczeć. "Nie porzucajcie nadziei!".

Młody goblin przekracza próg wieży. Starożytne schody pną się do góry, na każdej kondygnacji setki niezbadanych sal, do których goblin prawa wejść nie ma. Przez wieże przewija się tysiąc innych rezydentów, wszyscy porozumiewają się ze sobą za pomocą sekretnego języka będącego koniunkcją najstarszych run oraz plugawej mowy wyspiarzy z północnego zachodu. Goblin musi szybko przyswoić mowę, inaczej stanie się ofiarę wieży i odesłany do swego leża jako niegodzien. Szczęśliwie nauka idzie szybko, potworek zaczyna porozumiewać się jak jego brać i doznaje magicznego objawienia. Korpo-narzecze staje się jego narzeczem, używa go w rozmowach z innymi goblinami po pracy, w karczmie czy w zamtuzie.

Przecież, czy jest coś niezrozumiałego w zdaniu: "Daj, ać ja forwarduję, a ty poczywaj"?

Zielony kolega nie jest już bardzo zielony w materii swych dziennych obowiązków, bowiem wie już, gdzie kowalska kuźnia i palenisko jego. Tam kowal od świtu do szarówki uderza młotem. Uderza i uderzać będzie, aż mu palce spąsowieją.Dalej zaś bartnik miód pszczół swych dogląda, żeby się w cztery strony świata nie rozleciały psocić. I pszczół swych doglądać będzie, aż mu włosy nie wypadną. Szyldwach czuwa zaś nad całą zbieraniną i czasem tylko palcem pogrozi, a i z byka spojrzy. A to nie finisz tej hierarchii.

Na szczycie wieży niczym czarownik z Ozz siedzi za kurtyną pryncypał, suweren tej całej hecy. Niczyje oczy go nie widziały, niczym Sauron z dawnych legend i klechd starowinek, ukryty poza ramą opowieści. Czy istnieje? Jedni powiedzą, że tak, przeca skądś srebrny grosz musi się brać. Inni zaś na to, że gagatek wytworem wyobraźni jest, co by prosty lud w spokoju żył, iż ktoś pieczę sprawuje nad wieżą.

Niżej spoczywa zwierzchnik, ten najbardziej zapracowany, głowę łamiący nad sromotami i nieśpiący po nocach. Zbierających cięgi batem i dręczony rozgrzanymi do czerwoności obcęgami. Starający się zapanować nad goblinami, które do psot przywykłe, a do pracy niechętne. Czekający tylko, aż zjawi się młodszy i zdolniejszy, a jego głowa na palu się znajdzie. Żywot krótki acz nielichy. I opłacalny.

Jako że magiczna to wieża to i magik się znajdzie wśród bandy goblinów. Przeważnie kuglarz, zadziwiający gobliny sztuczką z lustrem i dymem. Sporadycznie wielki mag, arcymistrz wręcz, dla którego żadna robota nie stanowi problemu. Taki najczęściej długo nie porobi bo zawsze znajdzie się większa wieża. I hojniejsza płaca. Acz przyznać im trza - znają się na tym co robią.

Wieża, jak i królestwo pełno różnorakich dziwadeł. Ktoś być musi, żeby pod skrzydła je wziąć i troską otoczyć. A czasem lagą przez plecy smagnąć. Lider drużyny, tak zwie się ten psubrat, który olaboga, najczęściej niewiastą się okazuje. Zimną i duszy pozbawioną, materialnie chciwą i na obcasikach chodzącą. I chwalącą się w kantynie fikuśną parą nowych pantalonów przed swoimi kompankami.

A kogóż to lider w swej drużynie ma? A zazwyczaj młode, zielone gobliny uczące się, jak uderzać młotem tak, by pod koniec dnia palce nie bolały. Magów kilku zapewne, tych pośledniejszych i szalonych. Czasem jakiś ogr się trafi, ale to przypadkiem, z łapanki. I nie zabawi długo. Oczywiście grupa niziołów, tak nieciekawych, że aż język szkoda strzępić. Pracowitych za to i sumiennych. I bard jest, elokwentny, wesolutki i dowcipny. Spajający drużynę pogodą ducha i denerwujący czasem niemożebnie. I jeszcze paru takich i paru innych. Niby tacy sami, a jednak różni. I to dzięki tej bandzie, zgrai rozwrzeszczanej wieża ciągle stoi.

Harówa, orka i znój trwają do momentu, gdy trębacz sygnał da i koniec piątku odtrąbi. Wtedy fajrant. Laba. Z wieży wymknie się tłuszcza gromadnie, by w karczmie dać upust emocjom.

Tak z tygodnia na tydzień egzystencyja się toczy.

Konkluzja? Wszak o zabawę tam się rozchodzi. Pytanie, które wybrzmieć powinno taki jest: Czy jest życie po wieży?

Michał Koch



czwartek, 11 czerwca 2015

Wieści z Marchii #1 "Chędożenie, blaga i noty pisemne"

Aktualnie panująca Żelazna Królowa wydała wyrok i skazała na banicję niektórych swoich bliskich doradców i podkomendnych. Ogólnie dla mieszkańców Wolski jest się z czego cieszyć bowiem powszechnie wiadomo, że świta Żelaznej Królowej to rozpasana i wesoła brać, istna trupa cyrkowa i zawadiacka gromadka.

Nieoczekiwanie i ku wielkiej uciesze politycznych adwersarzy Królowej z mroków średniowiecza wyłoniły się archiwalia, które zamknięte powinny zostać za fasadą enigmy. W owych archiwaliach ważne polityczne persony dobitne wątpiły w trwałość i jedność Rzeczpospolitej.

Najsrożej ukarany został były emisariusz na zachód, a dotychczasowy marszałek nadworny koronny. Ów człek przesądzony o swojej wielkości i nieomylności opuścić musi wolską scenę polityczną. Ciągnie się za nim swąd starych onucy. Dożynanie watahy skończyło się na tym, że on sam został dorżnięty.

Na wygnanie poszedł dotychczasowy nadworny medicus, a łapiduch leniwy, który dnie całe spędzał na spaniu. A jedną złą decyzją zaraził połowę królestwa rzeżączką rakowatą. Tłumy do konowałów wydłużyły się o jedną zimę co najmniej!

Precz, na wygnanie, udali się także minister zabaw i psot oraz zaufany adiutant i doradca Żelaznej Królowej, Jacenty.

Oponenci i pretendenci do tronu już zwietrzyli krew. Wysłani swoich heroldów i ściągają hufce zewsząd. Figury ustawiają się na szachownicy. Walna bitwa stoczona będzie w miesiącu paździerzcu, roku pańskiego 2015.

Minstrele ćwierkają, że czystka ma na celu oczyszczenie szeregów z zaprzedańców i faryzeuszy.

Tak więc, pospadały głowy i zadyndały sznury. Zbierają się czarne chmury. Jedynie dworski brytan Stefan dalej szczęka i kąsa łydki.